Negatywne skutki nadużywania technologii

Pierwszą rzeczą, jaką robimy rano i ostatnią, jaką robimy wieczorem, jest złapanie za telefon. Przeglądamy Facebooka, wysyłamy SMS-y, piszemy e-maile. Czasem przerywamy ważne rozmowy, żeby odebrać telefon, albo wrzucić zdjęcie na Instagrama. Sami nawet nie zauważamy, że to robimy i że to mogłoby się wydawać niegrzeczne. Ale to nie my, dorośli cierpimy na tym najbardziej, tylko nasze dzieci.

Coraz więcej osób jest wprost uzależnionych od technologii. Osoby takie nie rozstają się ze swoim telefonem, udają z nim nawet do łazienki, chodzą po ulicach, narażając się na wpadnięcie pod samochód. Zupełnie jak swojego rodzaju "zombie".

To, że nie przestajemy wpatrywać się w swoje telefony, ma zły wpływ nie tylko na nas, nasze relacje i może skończyć się tragicznym wypadkiem. Przede wszystkim szkodzi naszym dzieciom.

Badacze obserwują ten trend od około końca lat 90. Rodzice są coraz mniej cierpliwi, coraz mniej chce im się radzić sobie z widzimisię swoich dzieci. Dlatego dają im to, czego te chcą, byle tylko były wreszcie cicho - mówi Michael Winterhoff, psycholog dziecięcy.

 

Rodzice nie przygotowują dzieci do prawdziwego życia

Winterhoff stawia bardzo mocną tezę. Jego zdaniem postęp cyfrowy powoduje, że rodzice są coraz bardziej przytłoczeni i nie potrafią przygotować swoich dzieci do życia, jakie je czeka.

Psycholog uważa, że takie przygotowanie powinno się odbywać przez pokazywanie pociechom, że czasem nie wszystko musi odbywać się po ich myśli.

- Rodzice przestali działać. Oni już tylko reagują. Reagują na swoich smartfonach, tabletach, na Facebooku, na zachowanie dzieci. I to reagują natychmiast - twierdzi Winterhoff.

Lekarz porównuje takie życie do tego, w jaki sposób podejmujemy decyzje podczas robionych na ostatnią chwilę świątecznych zakupów.

- To trwanie w ciągłym stanie czuwania przed katastrofą. Rodzice są przygotowani, by uciszyć swoje dziecko natychmiast, gdy to wyda z siebie dźwięk. A jeśli ono nie chce się uspokoić, zawsze można je posadzić przed telewizorem, albo dać mu do ręki tablet, by zajęło się na kilka godzin - wyjaśnia specjalista.

Dziecko uczy się tolerancji frustracji od najmłodszych lat

Niemal codziennie każdy z nas styka się z sytuacjami, które mogą wytrącić z równowagi. Musimy siedzieć w biurze w piękny, słoneczny dzień lub stać w długiej kolejce po obiad, choć jesteśmy bardzo głodni. Ale znosimy to. Nazywa się to tolerancją frustracji.

Zdobycie tej umiejętności jest ogromnie ważne. Bez niej nie znieślibyśmy ani jednego dnia w pracy, 10 minut w korku czy pół godziny czekania na obiad w restauracji. Ale nikt z nas nie rodzi się z ustalonym poziomem tolerancji frustracji.

- Uczymy się tego w dzieciństwie. Zaczynamy, kiedy mamy 8-9 miesięcy - twierdzi Winterhoff.

Chodzi o to, że mniej więcej w tym czasie zaczyna nam być pokazywane, że na pewne rzeczy, których pragniemy, musimy cierpliwie poczekać. Przekonujemy się powoli, że nie zdobędziemy tego nawet głośnym krzykiem.

Ekspert ostrzega, że jeżeli rodzice nie zaczną uczyć mniej więcej rocznego dziecka, że nie dostanie wszystkiego, co chce, natychmiast, będą borykać się z konsekwencjami tego przeoczenia przez cały proces wychowawczy. Może to mieć również przełożenie na jego dorosłe życie. Wyjaśnia:

- W Niemczech mamy teraz niemal 60 proc. młodych dorosłych, którzy nie potrafią się dostosować, nie nadają się pracy z innymi ludźmi. Ich liczba będzie rosła.

Rodzice, by mieć cierpliwość do wychowywania dziecka, muszą osiągnąć wewnętrzny spokój

Winterhoff obwinia za ten stan rzeczy nie tylko rodziców, lecz także współczesny system edukacji. Uważa, że obecnie za mało wymaga się od uczniów.

- W szkołach wszystko zostało podporządkowane zachciankom uczniów, nauczyciele to tylko ich "uczący towarzysze". Nikt już nie mówi dzieciom, że mają siedzieć spokojnie i słuchać - twierdzi lekarz.

Winterhoff uważa, że jest tylko jeden sposób, by naprawić tę sytuację. Opiekunowie, a więc rodzice, a także dziadkowe oraz nauczyciele, powinni znaleźć czas, by odzyskać wewnętrzny spokój.

- Uczucie przytłoczenia zawsze bierze się ze środka, z nas samych. Dlatego tak ważne jest, by dorośli nauczyli się odpoczywać, dawali sobie czas na zajęcie się sobą, myślenie, regenerację. To mogą być zajęcia z yogi, spacer po lesie czy pójście do kościoła. Chodzi o to, by w tym czasie oderwać się od telefonów, laptopów i innych wynalazków technologicznych. Przynajmniej na kilka godzin w tygodniu - radzi specjalista.

Jego zdaniem to metoda, by dorośli odzyskali coś, co nazywa "intuicją". Jak zauważa, kwestią właśnie intuicji jest to, że rodzic wie, kiedy dać dziecku to, o co prosi od razu, a kiedy kazać mu poczekać. Ale to działa tylko wtedy, kiedy człowiek ma spokój wewnętrzny.

Winterhoff zaleca też, by organizować dzieciom jak najwięcej czasu, kiedy nie mają kontaktu z technologią. Tylko w ten sposób można uchronić je przed negatywnymi skutkami emocjonalnymi i społecznymi nadużywania technologii.

 

źródło: businessinsider.com.pl